wtorek, 24 września 2013

Rozdział ósmy

*Da dum tss* ! Nowy rozdział ukazuję wam już po czterech dniach czarodzieje :D Bądźcie ze mnie dumni, ale nie przyzwyczajajcie się za bardzo. To był wyjątek, po prostu miałam napływ weny. Nie jestem do końca zadowolona z tego tekstu, ale no cóż...następny mam nadzieję wyjdzie mi lepszy. W końcu w dziewiątym rozdziale będzie dużo się działo, na pewno się tego domyślicie po przeczytaniu tej notki. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam, że rozdziały są takie krótkie....po prostu bądźcie pewni, że sporo ich wszystkich wyjdzie.


Hermiona zadowolonym krokiem przemierzała szkole korytarze w towarzystwie Rona i Harry'ego zmierzając do Wielkiej Sali.  Wczorajszy wieczór wprawił ją w dobry humor. Im więcej czasu spędzała z Malfoy'em, tym bardziej ludzki jej się wydawał. Zaczęła dostrzegać takie szczegóły jak przelotny błysk w oku, ledwo widoczne uniesie warg ku górze i o dziwo, zaczęła je doceniać. Była dumna, że to ona je powodowała.
- Co ostatnio do ciebie tak często te listy przychodzą? - zapytał zszokowany Harry, widząc sówkę lądującą obok przyjaciółki.
- To pewnie McGonagall. - burknęła i sięgnęła po kopertę, uprzednio dając ptakowi kilka okruszków.

Panno Granger proszę o przyjście do mojego gabinetu jeszcze przed zajęciami, jeżeli byłoby to możliwe.

PS. Musy Świstusy
                                                                                    A. Dumbledore

- Co od ciebie chce? - mruknął Ron zaglądając jej przez ramię.
- Ronaldzie! Jak możesz? To moja prywatna sprawa. Nie przypominam sobie żebym cię upoważniała do oglądania mojej korespondencji. - niemal krzyczała patrząc wrogo na rudzielca.
- Hermiono...przecież to nie był list od profesor McGonagall...- powiedział, a każde słowo wypełniał zawód. - Dlaczego nie powiedziałaś nam, że to list od Dyrektora?
- Nie rozumiecie...nie mogę o tym rozmawiać. - szepnęła i odeszła od stołu. Wyrzuty sumienia zalały ją niczym tsunami. Dopiero teraz, gdy ją nakryli zdała sobie sprawę jak bardzo ich zraniła. Oni jej ufali, a ona ich okłamywała. Nie mogła nawet wyobrazić sobie jak teraz się czuli. Łzy popłynęły po jej policzkach zanim zdążyła je powstrzymać. Nie miała nawet siły ich ocierać. Co oni sobie teraz o niej pomyślą? Stanęła przed gabinetem Dumbledore'a. Wdech, wydech, wdech, wydech powtarzała sobie w myślach.  Zapukała, a już po kilku sekundach usłyszała jego głos zapraszający do środka.
- Coś się stało Panno Granger? - spytał, nie marnując czasu na powitanie.
- Chłopaki zorientowali się, że ich okłamuję. - jęknęła siadając na fotelu.
- Jak to możliwe?
- Dzisiaj, gdy sowa przyniosła mi list od Pana, powiedziałam, że jest od od Profesor McGonagall. Chwilę później Ron zerknął mi przez ramię...nawet nie musieli krzyczeć. Widziałam jak bardzo ich to zabolało. Nigdy dotąd ich nie okłamywałam. - spuściła wzrok na podłogę.
- To nie potrwa długo. Severus dostarczył mi dzisiaj informację o jutrzejszym ataku. Za kilka dni będziesz mogła im wszystko wytłumaczyć. Zrozumieją. - stwierdził opanowanym głosem, jakby mówił o ulubionym kolorze bawełnianych skarpetek, a nie o szybko zbliżającej się śmierci.
- To już jutro? Jutro Draco...
- Tak. Już z nim rozmawiałem. Jest święcie przekonany, że będzie zmuszony rzucić na mnie Avadę. Ale nie mamy o czym tutaj rozprawiać. Pamięta pani co ma zrobić?
- Mam przekonać wszystkich, że Pana śmierć była zaplanowana, że Profesor Snape nie jest winny. - wyrecytowała.
- Bardzo dobrze. A teraz niech Pani idzie na lekcję. Eliksiry zaczynają się dokładnie za dwie i pół minuty, a z tego co wiem Severus nie przepada za spóźnialskimi. - uśmiechnął się w stronę dziewczyny i gestem dłoni nakazał, by wyszła.
Skinęła głową na pożegnanie i wybiegła z gabinetu. Zdyszana wpadła do sali ocierając mokre policzki.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała nie patrząc na nauczyciela. Udała się do swojej ławki, czekając na jakąkolwiek obelgę, jednak taka nie nadeszła. Wszyscy spojrzeli na profesora zdziwionym wzrokiem, ale ten ignorując to kontynuował lekcję. Nie słuchała. Po raz pierwszy, od kilku lat nie słuchała na lekcji. Ani razu nie uniosła ręki, nic nie zapisała, nie odezwała się. Tępym wzrokiem wpatrywała się w kawałek pergaminu. Wszystko się posypało. Zawiodła swoich najlepszych przyjaciół, jutro umrze najpotężniejszy czarodziej wszech czasów, a ona nie może nic na to poradzić. Zerknęła kątem oka na Dracona. Błądził nieobecnym wzrokiem po sali.
- Na następną lekcję esej o długości 2 stopy na temat, o którym dzisiaj rozmawialiśmy. Nie przyjmuję usprawiedliwień. Wynocha. - głos Snape'a wyrwał ją z zamyślenia.
- Hermiono, chcielibyśmy z tobą porozmawiać...- zaczął niepewnie Harry.
- Nie mogę. Śpieszy mi się. - spławiła ich, szybkim krokiem wychodząc z sali. Nie miała siły im się tłumaczyć. Nie miała siły ponownie ich okłamywać. Nie minęło dziesięć minut, a leżała na kanapie w Pokoju Wspólnym. Dzisiejsze lekcje były jej najmniejszym zmartwieniem. I tak za niecałe dwa tygodnie koniec roku szkolnego, a ona niemal z każdego przedmiotu będzie miała Wybitny. Podkuliła nogi, jak zawsze gdy próbowała zasnąć. Tak będzie najlepiej. Zasnąć, nie myśleć. W powietrzu unosił się zapach damskich perfum, a w kominku tryskały wesołe ogniki. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak była wyczerpana, dopóki nie zasnęła. Jej oddech stał się równomierny, a mięśnie rozluźnione.
- Myślisz, że śpi?
- No chyba widać. Ślepy jesteś? - dobiegły ją szepty Rona i Harry'ego.
- Kiedy ona się tak zmieniła? - spytał Wybraniec, a chwilę później poczuła jak siada na kanapie.
- Nie mam pojęcia. Pamiętasz, jeszcze rok temu walczyła z nami w Departamencie Tajemnic.
- Ale przecież to wciąż nasza wszechwiedząca encyklopedia. Spójrz na nią. Te same rozczochrane włosy, drobna postura. Na lekcjach wciąż wymachuje ręką we wszystkie strony...no może z wyjątkiem dzisiejszego dnia.
- Może i tak. Ale kiedyś by nas nie okłamała. - protestował Weasley, a Hermiona słysząc to, myślała że serce pęknie jej na milion kawałków.
- Nie wiesz dlaczego to zrobiła. - bronił ją Harry. - Może miała powód.
- Ohh..daj spokój. - jęknął Ron, a po Pokoju Wspólnym rozniosły się jego kroki. Poszedł do dormitorium.
- Dlaczego Hermiono? - szepnął Wybraniec i wstał, kierując się za przyjacielem.
Gdy tylko wyszedł, dziewczyna uchyliła powieki. Ile jeszcze będzie musiała znieść? Przez jak wiele kłamstw i intryg będzie musiała przejść,a ile sama spowoduje?

piątek, 20 września 2013

Rozdział siódmy

No i jest. Napisałam kolejną notkę ;) Jestem chora, więc miałam teraz troszkę więcej czasu dla siebie. Siedziałam w domu i pisałam.
PS. Ten rozdział ma bardzo dużo dialogów. Poza tym, niedługo zacznę rozwijać drugi wątek w opowiadaniu ^^

Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła przed siebie z nadzieją, że pójdzie w jej ślady. Tak zrobił. Pierw do jej uszu dobiegło głośne westchnienie, jednak chwilę później odgłos kroków. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona z siebie.
- Gdzie ty idziesz Granger? Gdzie ja idę? - zapytał nie kryjąc irytacji.
- Zaraz zobaczysz. - odpowiedziała, przyspieszając kroku.
Z każdym kolejnym schodkiem w górę robiło się zimniej, ale dziewczynie to nie przeszkadzało. Lubiła czuć chłodne podmuchy wiatru na skórze. W przeciwieństwie do swoich koleżankek, które mogłyby całymi dniami siedzieć przy kominku owinięte w trzywarstwowy koc.
Draco spoglądał podejrzliwym wzrokiem na Gryfonkę idącą parę metrów przed nim.  Wciąż nie mógł zrozumieć jak to możliwe, że znał ją od jedenastego roku życia, a tam mało o niej wiedział. Nie zdawał sobie sprawy jaki jest jej ulubiony kolor, jakiej muzyki słucha, gdzie wyjeżdża na wakacje. Dziwił się sam sobie, że chciał to wiedzieć. Chciał wiedzieć co sprawia, że czuje się lepiej, jak mówili na nią rodzice w dzieciństwie. I nie chodziło tylko o ciekawość. To było coś więcej. Chciał ją poznać. Chciał zrozumieć, dlaczego tak ważna jest dla niej nauka. Dlaczego mu pomaga.
- Jesteśmy. - usłyszał jej głos, który przerwał mu rozważania. Nawet nie zauważył, gdzy znalazł się na powietrzu. Stał na środku wieży astronomicznej.
- Co tu robimy? - spytał, bo wciąż nie rozumiał czemu przyszli akurat tutaj.
- Ponieważ to moje ulubione miejsce w całym zamku i chciałam ci je pokazać. - wytłumaczyła spoglądając w niebo.
- Mi? - nie krył zdziwienia. - Dlaczego?
- Po prostu. Pomyślałam, że ci się spodoba. - wzruszyła ramionami.
- I miałaś rację. - potwierdził i przywołał jedną z ławek stojących na terenie szkoły. Poklepał miejsce obok siebie, patrząc na Hermionę. Uśmiechnęła się szeroko i zajęła wskazane przez ślizgona miejsce.  Uniosła podbródek ku niebu i z uwielbieniem zaczęła się przyglądać błyszczącym światełkom, czekając na te spadające. Nie minęło kilka minut a zauważyła pierwszą.
- Spójrz! - krzyknęła podekscytowana. Zamknęła oczy jak zawsze, gdy przyszła kolej na życzenie.
Aby wszystko było dobrze. Aby Draco sobie poradził. - pomyślała na szybko.
- Zaczęło się. - szepnął ślizgon wpatrując się w niebo. Gdzie by nie spojrzeć można było dostrzec spadające światełka. - Dlaczego inni uczniowie nie chcą tego oglądać? To przecież coś niesamowitego.
- Nie wiedzą o tym. Mało kto zadałby sobie tyle trudu by obliczyć, w który dzień to wypada.
- Dlaczego nauka jest dla ciebie taka ważna? - zadał jedno z nurtujących go pytań.
- Ja...chcę pokazać, że nie tylko czarodzieje czystej krwi potrafią.To, że jestem szlamą nie oznacza, że jestem gorsza.
- Nie mów tak na siebie. - wymsknęło się arystokracie, zanim zdążył pomyśleć nad tym, co mówi.
- Sam do niedawna mnie tak nazywałeś. - powiedziała, a uśmiech znikł z jej twarzy.
- To był błąd. - powiedział, chcąc przywrócić wcześniejszy uśmiech.
- Może i tak. Ale to on zmotywował mnie do tego, co robię. Do pokazania wszystkim, że czystość krwi nie ma znaczenia.
Spuścił głowę nie wiedząc co powiedzieć. Jest tyle rzeczy, za które powinien ją przeprosić, tyle, za które powinna chować urazę. A jednak tego nie robi. Siedzi i rozmawia z nim, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby nigdy nie sprawił, że zalewała się łzami. Po raz pierwszy poczuł podziw do tej Gryfonki. Spojrzał na nią przez pryzmat wszystkich wyzwisk, jakimi została kiedykolwiek obrzucona i zrozumiał, jak wiele musiała znieść. Przez tyle lat.
- Granger...- zaczął, chcąc ją w jakimś sposób pocieszyć.
- Tak? - spytała nieobecnym głosem.
- Jesteś silną dziewczyną. - zdecydował się. - I inteligentną czarownicą. - dokończył.
Nastolatka spojrzała na niego zdzwiionym wzrokiem.
- Draconie Malfoy'u czy ty właśnie mnie skomplementowałeś?
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo. - burknął, jednocześnie przyznając że właśnie to zrobił.
- Dziękuję. - szepnęła, wstając z wcześniej zajmowanego miejsca. - Zbierajmy się. Już późno.
- Jasne. Chodźmy. - zgodził się i ruszył za dziewczyną. Szli ciemnymi korytarzami, starając się poruszać bezszelestnie. Już po północy, nie powinno ich tu być.
- No to do jutra Malfoy. - pożegnała się i skierowała się do wieży Gryffindoru.
- Do jutra. - odpowiedział, chociaż już nie mogła go usłyszeć. Wolnym korkiem szedł w stronę swojego dormitorium. Wcale nie miał ochoty tam wracać. W porównaniu do Hermiony ludzie, z którymi się zadawał na co dzień byli zarozumiali i fałszywi. O dziwo, coraz bardziej mu to przeszkadzało.

sobota, 7 września 2013

Rozdział szósty

Jestem kochani :) Tak jak obiecałam wstawiam wam kolejny rozdział. Mogą pojawić się w nim jakieś drobne błędy, gdyż nie miałam za dużo czasu żeby sprawdzać go kilkakrotnie, jak robię zawsze z innymi.


- Nie mam teraz ochoty. Zróbmy to co mamy do zrobienia i wynośmy się stąd. - warknął oschle, nie zerkając nawet w jej kierunku.
Wiedziała jak się czuł. Nie winiła go za wrogość, która dzisiaj szczególnie od niego biła, w końcu nie codziennie ludzie dowiadują się, że będą zmuszeni zabić kogoś bliskiego.
- Jak wolisz. - mruknęła zrezygnowana. - Nic na siłę.
- Nie rozumiesz, Granger. - niemal krzyknął, jednocześnie waląc prawą pięścią w stół. - Nic, a nic. Nawet nie masz pojęcia...nie zdajesz sobie sprawy...- mówił przez zaciśnięte zęby. - ..o jak wielu rzeczach nikt cię nie informuje. - zakończył, wydychając głęboko powietrze.
Hermiona patrzyła na niego zmartwionym wzrokiem. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił.
To ona z ich dwojga wiedziała zdecydowanie więcej.
- Draco...- zaczęła chcąc go pocieszyć.
- Zamknij się! - krzyknął tracąc nad sobą panowanie. - PROSZĘ. - dodał niemal jęcząc.
Wykonała polecenie, podchodząc parę kroków bliżej, kładąc mu dłoń na ramieniu. Zdziwiła się zauważając, że nie strząsnął jej. Wciąż wpatrywał się tępym wzrokiem w swoją zaciśniętą pięść. Jego klatka piersiowa unosiła się zbyt szybko, by nazwać to równomiernym oddychaniem. Decydując się na coś więcej, wolną ręką dotknęła pięści, która automatycznie rozluźniła się.
- Ja wiem, że sobie poradzisz. - powiedziała niemal szeptem i nie odwracając się za siebie wyszła zostawiając arystokratę samego.

Dlaczego ona musi być taka zawzięta, uparta? Dlaczego tak bardzo chce pomóc? Powtarzał w myślach, nie mogąc zrozumieć intencji Gryfonki. Czego ode mnie oczekuje? Nie mam nic, co mógłbym jej dać, nic, czym mogłaby się zainteresować. Podszedł do drzwi wyjściowych, ze zrezygnowaniem opierając o nie czoło.
- Czego ode mnie chcesz, Granger? - szepnął sam do siebie, zanim wyszedł z pomieszczenia kierując się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.

Hermiona powolnym korkiem zmierzała do biblioteki. Wciąż huczały jej w głowie wydarzenia sprzed kilku minut. Przypominała sobie raz po raz wyraz jego twarzy, gdy tak łatwo stracił nad sobą kontrolę, czego teraz pewnie żałuje. Wciąż słyszała jego krzyk, na który nie mogła nic poradzić, chociaż chciała. Na prawdę chciała, by poczuł się lepiej. Chciała wywołać choć chwilowy uśmiech na jego twarzy, sprawić, by zapomniał o tym co go czeka. W końcu to tylko szesnastoletni chłopak, któremu wali się niemal całe życie.
- Dzień dobry. - jej rozmyślania przerwał głos Pani Pince.
- Dzień dobry. - odpowiedziała beznamiętnym tonem i ruszyła w stronę regałów. Sam zapach starych książek uspokoił ją. Zawsze sprawiał, że czuła się bezpiecznie, jak w domu.
Nawet nie zauważyła, kiedy wybiła dwudziesta druga i musiała się pożegnać z wielostronicowymi tomami, które przebierała przez ostatnie godziny.
- Dziś noc spadających gwiazd. - wymruczała do siebie z zadowoleniem, wychodząc z biblioteki. Od ponad roku, co miesiąc w nocy udawała się na szczyt wieży astronomicznej, specjalnie po to by popatrzeć w niebo. Uwielbiała to robić. Wszystko zaczęło się, gdy miała zaledwie cztery latka.

-Pomyśl życzenie. - powiedział jej kiedyś ojciec, gdy leżeli na trawie oglądając błyszczące światełka. Tym wtedy dla niej były. Nie żadne kuliste ciało niebieskie, oddalone od ziemi tysiące lat świetlnych. Po prostu światełka, które kojarzyły jej się z nadzieją.
- Tato...dlaczego one spadają? Nie podoba im się tam, na górze? - spytała zaciekawiona.
- Nie wiem córeczko. Być może tak właśnie jest. - odpowiedział wzdychając.

Od tamtego wieczoru co miesiąc wychodziła przed dom, w nocy obserwując magiczne światełka. Nawet gdy zaczęła uczęszczać do Hogwartu, nie przerwała tradycji. Wieża astronomiczna wydawała jej się idealnym miejscem do obserwacji, więc już od pierwszego roku przychodzi tam regularnie. To niesamowite jak długo mogła przyglądać się kilku milionom świecących punkcików. Gdy zmierzała w stronę wieży, do głowy wpadł jej pewien pomysł.

Za kilka minut przy łazienkach prefektów na drugim piętrze.
Obiecuję, nie pożałujesz.
                                                                H. Granger

Nabazgrała szybki liścik na kawałku pergaminu, czarując go  w pewien szczególny sposób. Za około dziesięć sekund Draco będzie miał w dłoni notkę. Przyjdzie? Nie wiedziała, ale zawsze warto było spróbować. W końcu nic nie straci.

- Nie masz co robić po nocach, Granger? O co chodzi? - chwilę później usłyszała znajomy głos dochodzący zza pleców. Przyszedł.
- Chodź ze mną, musisz coś zobaczyć.

wtorek, 3 września 2013

Niedługo wracam!

Witajcie kochani.
Wiem, że ostatnio zaniedbałam moje blogi i nic nie mogę na to poradzić. Zaczęła się szkoła, jestem w trzeciej gimnazjum ( egzaminy ), a pod koniec wakacji wypadł mi niezapowiedziany wyjazd nad jezioro i nie miałam kiedy pisać, zrozumcie. Wena też jakoś szczególnie mi nie dopisywała ostatnimi czasy.
Ale wracam :) Nowa notka już się pisze i myślę, że pojawi się pod koniec tego tygodnia.
Uprzedzam, że dość często mogą się zdarzać sytuacje takie jak teraz, gdyż nie zawsze mam czas i chęci by tworzyć, więc jakoś musicie to znieść i być cierpliwi. Ale mimo wszystko planuję skończyć tego bloga, więc nie bójcie się, nie zawieszę go ;)

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział piąty

Wiem, wiem, za długo kazałam wam czekać. Znowu muszę przepraszać.  Ehh...ale nic nie mogę na to poradzić. Ciągle mnie nie ma, a jak jestem to dokucza mi brak czasu. Piątego sierpnia znowu wyjeżdżam na tydzień, więc nowy rozdział prawdopodobnie pojawi się dopiero pod koniec wakacji.



Hermiona powolnym krokiem skierowała się na lekcję zielarstwa. Jak to się mogło stać?!- krzyczała w myślach przerażona. Kiedy wszystko się zmieniło? Dumbledore, Hogwart...te słowa niegdyś dawały jej pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Były jak balsam łagodzący poparzenie. Teraz te słowa mają zupełnie inną definicję. Dyrektor umiera, na szkolnych korytarzach aż roi się od dzieci śmierciożerców, profesor Snape w najbliższym czasie ma zostać mordercą. Mordercą, którego ona będzie musiała usprawiedliwiać. Jednak to wszystko właściwie stawało się nikłe, biorąc pod uwagę jak się teraz czuje Draco. Jest święcie przekonany, że będzie musiał zabić Dyrektora. Zabić osobę, która pierwsza wyciągnęła do niego pomocną dłoń. Ukucnęła przy jednej ze ścian, mając wrażenie że własne nogi nie są w stanie utrzymać balastu emocjonalnego, który w obecnej chwili posiadała. Podciągnęła kolana pod głowę, ukrywając w nich twarz. Odkąd pamięta robi tak gdy ma z czymś problem i najzwyczajniej w świecie musi pomyśleć. Głęboko odetchnęła, powstrzymując łzy. Nigdy nie spodziewała się, że kiedykolwiek życie skłoni ją do takich czynów. Została poproszona o okłamywanie swoich najlepszych przyjaciół, ludzi, którzy byli dla niej jak rodzina. Ron, Harry,Ginny, a nawet Tonks, Remus lub Molly. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z powagi sytuacji w jakiej się znaleźli. Jedynie Snape. Tylko on o wszystkim wiedział, tylko on mógł z nią porozmawiać na ten temat. Wstała, ręką wygładziła pomiętą spódniczkę i ruszyła w stronę Lochów. Nawet nie zauważyła, gdy jej policzki stały się wilgotne. Stając przed drzwiami do jego komnat otarła je wierzchem dłoni i dwukrotnie zapukała.
- Wejść! - dobiegł ją głos Mistrza Eliksirów. - Co ty tu robisz Granger? Chyba powinnaś być na zajęciach. - warknął, gdy tylko zorientował się kto staje w progu.
- Muszę z Panem porozmawiać. Dyrektor postawił mnie przed faktem dokonanym. To niemożliwe, że nie ma innego wyjścia. Na pewno da się coś zrobić! - ton jej głosu podwyższał się z każdym kolejnym słowem.
- Gdyby była jakaś inna możliwość, skorzystalibyśmy z niej. Dostałaś zadanie. Jesteś członkiem Zakonu, powinnaś być przygotowana na takie okoliczności.
- Nic Pan nie rozumie? Tu chodzi o czyjeś życie. O życie najpotężniejszego czarodzieja wszech czasów i wspaniałego człowieka. Na to nie można tak po prostu zezwolić. - wykłócała się, chodząc po pomieszczeniu, energicznie wymachując rękoma.
- Granger, czy ty myślisz, że to była spontaniczna decyzja do jasnej cholery?! Tak po prostu musi być. Nie zawsze to co słuszne, jest proste.
Trzy kroki w przód, trzy w tył. Trzy w przód, trzy w tył. Próbowała się uspokoić na okrągło powtarzając ten rytuał.
- Siadaj, Granger. - burknął Snape, wskazując dłonią krzesło na przeciw siebie.
Posłuchała. I co on miał teraz zrobić? Nie był żadnym pocieszycielem! Nie miał w tej dziedzinie żadnego doświadczenia.
- Posłuchaj mnie. Zostałaś wybrana nie bez powodu. Pomyśl. Dyrektor ufa ci na tyle, by tyle zostawić w twoich rękach. Uważa, że jesteś inteligentną czarownicą, a ty przez swoją histeryzację możesz zepsuć tą opinie w kilka chwil. Możesz zepsuć coś, na co pracowałaś latami. Zastanów się, Granger. Warto?
- To co osiągnęłam wcale nie daje mi teraz powodu do dumy. - spojrzała na niego gniewnie.
- Być może nie. Ale to nie zmienia faktu, że masz wybór. Jeżeli nie jesteś w stanie wykonać zadania, zawsze mogę rzucić na ciebie Obliviate, a Dyrektorowi powiedzieć, by wyznaczył inną osobę.
- Jest taka możliwość? - zapytała niemal błagalnym głosem.
Nauczyciel skinął jedynie głową.
- Muszę się zastanowić. Dzisiaj wieczorem dam panu odpowiedź. - zdecydowała i zanim zdarzył odpowiedzieć wyszła z gabinetu.
Truchtem biegła w stronę klasy od transmutacji. Druga godzina lekcyjna zaczęła się kilka minut temu.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała, ledwo łapiąc oddech gdy weszła do klasy pełnej uczniów.
- Gryffindor traci pięć punktów panno Granger. Z tego co wiem, nie było pani również na zielarstwie. - powiedziała surowo McGonagall.
- Byłam u Pani Pomfrey. Brzuch mnie rozbolał. - wymyśliła na poczekaniu, notując w pamięci, że coraz łatwiej przychodzi jej kłamstwo.
- W takim razie siadaj i otwórz podręcznik na stronie 271. - przyjęła wytłumaczenie nauczycielka.
Dziewczyna usilnie starała się ignorować natarczywe spojrzenia Harry'ego i Rona, siadając w ławce obok. Jej wzrok powędrował w stronę ślizgonów. Draco Malfoy siedział wśród nich. Całą uwagę skupiła na ukradkowe obserwowanie jego osoby. Tępym wzrokiem wpatrywał się w kartki papieru przed sobą, nie biorąc udziału w rozmowach prowadzonych szeptem przez resztę ślizgonów. Wiedziała o czym myślał. Zapewne wciąż nie mógł pogodzić się z tym, co powiedział mu Dyrektor. Wtedy do głowy wpadła jej pewna myśl. On nie ma wyboru. Jest przekonany, że musi zabić Dumbledore'a, by ratować rodzinę. Nie może stchórzyć. A ona? Ona chce się poddać, bo jest słaba. Nie znała na to innego określenia. Woli zapomnieć o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Chce zostawić go samego z ciężarem, który musi udźwignąć. On na to nie zasługuje. A jedyne co ona może zrobić, by mu pomóc, to przyjąć zadanie. Stawić jemu czoła. Wykazać się odwagą, jak przystało na prawdziwego Gryfona.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek kończący zajęcia.
- Już wszystko w porządku? - zapytał zmartwionym głosem Harry, gdy wyszli na korytarz.
- Jasne. Pani Pomfrey potrafi zdziałać cuda. - powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Kiedy nauczyła się tak dobrze kłamać?

                                                                    **********

Szybkim krokiem zmierzała w stronę Pokoju Życzeń. Wciąż miała mętlik w głowie, podobnie jak Malfoy, który miał z nią dzisiaj współpracować.
- Co powiesz na eliksir wielosokowy? - spytała, gdy zastanawiali się wspólnie od czego zacząć.
- Może być. - zgodził się z łatwością i zabrał za przygotowanie potrzebnych składników.
Powietrze elektryzowało napięciem. Hermiona przygotowując swój wywar nie mogła powstrzymać się od zerkania w stronę ślizgona, co on zdawał się ignorować.
- Musimy porozmawiać, Malfoy. - przerwała niezręczną ciszę, wykorzystując wszystkie pokłady odwagi jakie jej zostały.





czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział czwarty

Przepraszam, że tak długo, ale musicie zrozumieć. Wakacje, znajomi, książki. Nie mam za dużo czasu na pisanie ;) Niedługo też wyjeżdżam, ale mam nadzieję, że uda mi się napisać notkę zanim to nastąpi.



Dlaczego ja? W głowie nieustannie rozbrzmiewało jej to jedno, jedyne pytanie. Przechodząc przez próg Pokoju Życzeń nie potrafiła sobie na nie odpowiedzieć, co doprowadzało ją do skrajnej rozpaczy. Odkąd pamiętała żyła w świecie, o którym miała jakiekolwiek pojęcie. Obracała się w towarzystwie ludzi, których znała. A teraz? Teraz stała przed szesnastoletnim, aroganckim ślizgonem, który był dla niej zagadką. Bez słowa podeszła do jednego z kociołków, skupiając na nim całą uwagę. Wąchała, dotykała i sprawdzała jakość składników znajdujących się w pomieszczeniu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, iż jest obserwowana.
- Długo jeszcze? Nie wiem jak ty, ale ja chcę stąd wyjść jak najszybciej. Możemy zacząć? - odezwał się, nie kryjąc zdenerwowania.
- W takim razie zajmijmy się najpierw tymi prostszymi. Na rozgrzewkę może po pięć szkiele wzro? - spytała normalnym, swobodnym tonem. Zdecydowała, że skoro i tak ma spędzać z nim większą część swojego dnia, nie będzie dolewała oliwy do ognia.
- W porządku. - odparł w identycznej tonacji, co zdziwiło nie tyle Gryfonkę, co jego. Rzadko zdarzało mu się rozmawiać z kimś bez podtekstów, na neutralnym gruncie. W Domu Węża było to naprawdę rzadko spotykane. Spryt, to podstawa. Kątem oka patrząc na jej płynne ruchy, kasztanowe loki opadające kaskadami na ramiona i oczy niemal błyszczące z podekscytowania, zdał sobie sprawę, że niczego od niej nie chce, nie oczekuje. Co prawda nie darzył jej szczególną sympatią, jednak ślizgoni tak łatwo nie zapominają o przysługach. Wciąż pamiętał jak mu pomogła, gdy nie mógł sobie poradzić z samym sobą. Nadal przed oczami stawała mu dziewczynka, którą zabił. Jej uśmiech, sylwetka. Jednak zaraz potem pojawiał się obraz twarzy Hermiony, a w uszach brzęczały słowa przez nią wypowiedziane.

"Nie jesteś złym człowiekiem. Jesteś dobrą osobą, która zgubiła drogę."

Od tamtej pamiętnej nocy, za każdym razem gdy jest u kresy wytrzymałości próbuje znaleźć argumenty na uzasadnienie tych dwóch zdań, co nie jest łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę jego styl bycia i stosunek do innych, nawet bliskich osób.
- Jaki jest twój ulubiony kolor? - dobiegł go niepewny głos, dochodzący zza kurtyny włosów.
- A jakie to ma znaczenie w obecnej chwili? - parsknął, choć w duchu musiał przyznać, że zaskoczyła go.
- Nie ma. To zwykła ciekawość. - mruknęła ledwie dosłyszalnie.
- Tak myślałem. - zakończył dopiero co wszczętą konwersację, ponownie zajmując się przygotowywaniem eliksiru. Nie przewidział chęci rozmowy z jej strony, a nie lubił być zaskakiwany. Mijały godziny, a oni pracowali bezszelestnie, nie spoglądając w swoim kierunku, ignorując się. Gdy skończył piąty kociołek spostrzegł, że wcale nie czuł się niekomfortowo podczas całego czasu ich pracy. Patrzył jak wykonuje ostatnie ruchy, mieszając dwa razy w lewo, sześć w prawo. Uśmiechała się, jak zawsze na widok perfekcyjnego wywaru, który wykonała.
- Skończyłam. - oznajmiła wesołym tonem.
- Widzę. W takim razie chodźmy. Jutro widzimy się tutaj o tej samej porze. - powiedział i gestem dłoni nakazał by wyszli.
- Granger! - krzyknął za nią gdy ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Dziewczyna odwróciła się gwałtowanie, najwyraźniej zdziwiona.
- Turkusowy.- przyznał się i skierował w stronę swojego dormitorium, nie czekając na jej reakcję.

Szybkim krokiem mijała szkolne korytarze, chcąc jak najszybciej znaleźć się u boku przyjaciół.
- Gdzieś ty była?! - wydarła się Ginny, gdy tylko ujrzała przyjaciółkę.
- U Snape'a. Mam u niego dodatkowe zajęcia. - wymyśliła na poczekaniu, choć wyrzuty sumienia natychmiastowo wypełniły ją całkowicie. Nie lubiła jej okłamywać. Biorąc jeszcze pod uwagę wysoki poziom zmęczenia jaki nią owładnął, dobry humor drastycznie uległ zmianie.
- Idź się lepiej połóż. Nie wyglądasz najlepiej. - podsumowała ten stan rzeczy rudowłosa.
- Muszę jeszcze odrobić numerologię. - jęknęła Hermiona, zdając sobie sprawę z ilości pracy domowej jaka na nią czekała.
- Odpuść sobie. Nic się nie stanie jak raz w życiu nie odrobisz pracy domowej.
- Nie mogę. Nie chcę mieć zaległości. Muszę wziąć się do roboty. - skwitowała, jednocześnie siadając przy stoliku.
- Ty to się nigdy nie zmienisz. Zawsze będziesz moją wiecznie zapracowaną Hermioną. - powiedziała i wyszła z Pokoju Wspólnego, uprzednio uśmiechając się pokrzepiająco do szesnastolatki.

                                                                         **********

Droga Hermiono! 

Piszę do Ciebie z prośbą o przyjście do mojego gabinetu jeszcze dzisiaj, przed rozpoczęciem porannych zajęć. Jest taka możliwość? 

PS. Czekoladowe żaby
                                                                                 Albus Dumbledore


Zaspana Gryfonka przeczytała list i z cichym westchnieniem odwróciła się w stronę Dyrektora, siedzącego przy stole nauczycielskim. Ledwo zauważalnie kiwnęła głową, wyrażając tym samym zgodę na spotkanie. Nie miała zbyt wiele czasu dla siebie i z pewnością wolałaby ten czas spędzić z Harrym i Ronem, ale ciekawość zwyciężyła. Zawsze zwyciężała. Nie miała pojęcia czego mógł chcieć od niej Dyrektor, zwłaszcza, że to Złoty-Chłopiec zazwyczaj był wzywany do tego typu rozmów. Tak więc gdy tylko spożyła ostatni kęs tosta z dżemem, wstała od stołu.
- Gdzie idziesz? Mamy jeszcze sporo czasu. - zatrzymał ją Wybraniec.
- Idę...
- ...do biblioteki. - dokończył za nia Ronald, nieświadomy jak wielką przysługę jej wyświadczył.
- Tak, właśnie. Do biblioteki. - przytaknęła mu i zaczęła iść w stronę przeciwną do stołu Gryffindoru. Dojście do wyznaczonego miejsca spotkania zajęło jej nie dłużej niż dziesięć minut.
Niepewnie zapukała i uchyliła drzwi, wchodząc do środka.
- Miło mi panią widzieć, Panno Granger. - radośnie przywitał ją czarodziej. - Chciałem z panią porozmiać na osobności, ale najpierw, cytrynowego dropsa? - zapytał uśmiechając się szeroko.
- Nie, dziękuję. - odmówiła i usiadła na fotelu.
- A ja się skuszę. - powiedział i sięgnął po jednego z cukierków. - No dobrze, nie mamy zbyt wiele czasu, więc przejdę do razu do rzeczy. Nieuchronnie zbliża się koniec roku szkolnego, a to oznacza, że nasz Mistrz Eliskirów, Severus Snape będzie musiał wykonać zadanie. Bardzo trudne zadanie, przez które zapewne wszyscy uznają go za zdrajcę. Spotykam się tu z tobą, aby powiedzieć ci, na czym będzie ono polegać. Posłuchaj mnie uważnie. Nikomu, nie możesz zdradzić tego, o czym teraz rozmawiamy. Jesteś rozsądną czarownicą, więc mam nadzieję, że zrozumiesz powagę sytuacji.
- Oczywiście. Postaram się. - zagwarantowała.
- Moja dłoń...- zaczął mozolnie Dyrektor. - ...ja...jestem śmiertelnie ranny. Umrę, najprawdopodobniej w ciągu kilku miesięcy. Byłem głupi, nie przewidziałem czegoś. Zrobiłem błąd, którego nie da się już naprawić. Czarny Pan planuje atak na nasza szkołę za kilka tygodni, a to właśnie Pan Malfoy, został wyznaczony do zabicia mnie. Cały plan polega na tym, że Dracona ktoś wyręczy. Ten młody chłopak...nie jest zły. On nie będzie w stanie rzucić na mnie Avady, a jeżeli  nie zostanę usunięty, jego rodzina ucierpi. Dlatego właśnie Severus, zrobi to za niego. Nie jest to łatwe dla nikogo, ale to konieczne.
- Czy on wie? Czy Draco wie, że profesor Snape go wyręczy? - spytała Hermiona drżącym głosem. Czuła, jakby cały jej świat rozpadł się na milion kawałków. Dumbledore, jedyna osoba, przy której czuła się naprawdę bezpieczna, umiera. Życie ulatuje z niej jak powietrze z przedziurawionego koła.
- Nie. Nikt nie będzie tego wiedział i dlatego uznają Severusa za zdrajcę. Nikt nie wie o zadaniu, które zostało powierzone Draconowi. Przyszedł z tym do mnie, a ja uznałem, że lepiej będzie jeśli się nie dowiedzą. Ci ludzie...nie pozwolą mi odejść, a teraz moja śmierć jest jedynym rozwiązaniem Hermiono.
- Na pewno jest inne wyjście... - zaczęła histerycznie.
- Nie ma. - wszedł jej w słowo siwobrody. - Nie ma, drogie dziecko.
- To niemożliwe..t-to..- jąkała się, próbując złożyć sensowne zdanie.
- Uspokój się. Musisz zrozumieć, że niektórych rzeczy nie da się uniknąć. Młody Malfoy wczoraj w nocy dowiedział się, że będzie zmuszony mnie zabić. Nie przyjął tego dobrze i nie wiem, w jakim będzie stanie przez najbliższe dni.
- Dlaczego w takim bądź razie nie możemy mu powiedzieć, że profesor Snape go wyręczy?
- Ponieważ nie wyrazi na to zgody. Nawet nie zdajesz sobie sprawy kim dla niego jest Severus.
- Rozumiem. - skłamała.
- Oczekuję od ciebie nie tylko wsparcia dla tego chłopaka. Będziesz musiała przekonać członków Zakonu, że moja śmierć była zaplanowana. Severusowi nie uwierzą, tobie tak.
- Zrobię co tylko w mojej mocy, aby Pana śmierć nie poszła na marne. - oświadczyła pewnym głosem, choć całe jej ciało ogarnęło przerażenie.
- I proszę cię, nie szukaj lepszego rozwiązania. Po prostu wyświadcz mi tę przysługę. A teraz idź już na lekcje, i tak jesteś spóźniona na zielarstwo.
Gryfonka wstała i ruszyła w stronę wyjścia, ledwie trzymając się na nogach.
- Panno Granger? - zawołał za nią Dyrektor. - Dziękuję.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową i wyszła, nie oglądając się za siebie.

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział trzeci

W końcu jest! Przepraszam, że tak długo, ale zrozumcie, koniec roku, ocen itd. Teraz wracam do was z nowym rozdziałem, mam nadzieję, że dobrym. Może dużo się w nim nie dzieje, ale nie zamierzam z mojego ff robić jakiegoś taniego romansidła, więc nie oczekujcie szybkiego rozwoju głównego wątku ;)
Postaram się jednak, żeby nie było nudno.

Hermiona po wyjściu z gabinetu profesora szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego dormitorium, ściskając w ręku nieduży zwitek pergaminu, zawierający zestaw eliksirów do zrobienia na przyszyły tydzień.
- Granger, zaczekaj! - krzyknął za nią Malfoy.
- Czego? - warknęła, choć zatrzymała się.
- Kiedy się widzimy? Sporo tego, musimy zacząć jak najszybciej. - oznajmił spokojnym głosem, jakby cała poprzednia złość spowodowana wizją spędzenia czasu z Gryfonką ulotniła się.
- Jutro po zajęciach? - zasugerowała z rezygnacją.
Ślizgon skinął tylko głową i odszedł w przeciwną stronę, nie oglądając się za siebie.

Eliksir wielosokowy x4
Szkiele-wzro x10
Wywar żywej śmierci x2
Veritaserum x5
Eliksir pieprzowy x10
Eliksir słodkiego snu x10
Eliksir Wiggenowy x5

Szesnastolatka wpatrywała się w spis wywarów, napisanych zgrabnym pismem przez swojego nauczyciela. Statystycznie rzecz biorąc, aby wyrobić się na czas, będzie zmuszona spędzać większość czasu w Pokoju Życzeń. Perspektywa wielogodzinnego towarzystwa Malfoya nie napawała jej szczególnym optymizmem. Westchnęła tylko i uprzednio chowając pergamin skierowała się do Pokoju Wspólnego.
- Gdzie byłaś? Szukałam cię dzisiaj całe popołudnie! - powiedziała naburmuszona Ginny, gdy tylko Hermiona przekroczyła próg pomieszczenia.
- Yhh....McGonagall poprosiła mnie, żebym pomogła jakiemuś pierwszakowi opanować zaklęcie lewitacji. - skłamała dość gładko i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Ahh, no chyba że tak. Masz szczęście. - odpowiedziała wesoło, najwyraźniej usatysfakcjonowana odpowiedzią przyjaciółki i zapraszająco poklepała miejsce obok siebie, siadając na kanapie.
- Hermiona, jesteś! - dobiegł ją radosny okrzyk Rona, który dostrzegł ją wchodząc do pokoju, w chwili gdy usiadła.
- Ohh, Ronaldzie. - jęknęła zdesperowana rudowłosa. - Zawsze musisz się pojawiać w najmniej odpowiednich momentach? Chciałyśmy porozmawiać. - wytłumaczyła i spojrzała na niego srogo. - Idź poszukaj Harry'ego.
- Ma szlaban u Snape'a. Poza tym, nie tylko ty chcesz spędzić z nią trochę czasu. Zagramy w szachy? - skierował pytanie w stronę Granger.
- Jedna partia i znikasz stąd, jasne? - zdecydowała.
- Jak słońce. - odparł zadowolony Gryfon, jednocześnie rozkładając pionki.
Ginny znacząco wywróciła oczami, jednak ostatecznie zgodziła się na taki obrót spraw.
Hermiona dziwnie się czuła spędzając czas na zwykłej rozmowie z przyjaciółmi. Ostatnimi czasy każdą wolną chwilę poświęcała na naukę lub spotkania Zakonu. Nie zdawała sobie nawet sprawy jak bardzo brakowało jej widoku rudej czupryny Ginevry i rozczochranych włosów Harry'ego, który zjawił się chwilę później, wracając ze szlabanu. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek poczuje się lepiej słysząc dźwięk ich śmiechów, rozchodzących się po otoczeniu. To wszystko tak bardzo kontrastowało z chłodem i ignorancją Dracona, z którym będzie zmuszona współpracować. Jego powaga i elegancja wykluczają choćby luźną rozmowę, bez zbędnych docinek lub sprzeczek.
- Szach mat. - stwierdził jej przeciwnik po kilkunastu minutach zaciętej walki.
- Jak zwykle najlepszy. - stwierdziła, doskonale zdając sobie sprawę jak wielką przyjemność sprawi mu ten komplement. Szachy, to jedna z niewielu dziedzin w której był naprawdę dobry.
- Chodź Harry, muszę przecież dotrzymać obietnicy. - zadeklarował, podnosząc się z wcześniej zajmowanego miejsca.
- To nie fair, ja nic nie obiecywałem. - zezłościł się Złoty-Chłopiec i na podkreślenie swoich słów rozłożył się na kanapie.
- Oh no dobrze, już dobrze! I tak nic was nie powstrzyma przed zostaniem tutaj. - zgodziła się na ich dalsze towarzystwo Ginny, chwilę później rozpoczynając rozmowę na temat dzisiejszej lekcji zielarstwa.
Hermiona idąc do dormitorium kilka godzin później całkowicie straciła dobre poczucie humoru, które towarzyszyło jej przez cały wieczór. Po tych kilku godzinach spędzonych z rówieśnikami jeszcze gorzej czuła się na myśl, że będzie musiała to poświęcić tworząc eliksiry ze ślizgonem, który w żaden sposób nie będzie chciał urozmaicić wspólnie spędzanych chwil pogawędkami. Westchnęła jedynie wtulając się w miękki materiał poduszki. Najwidoczniej będzie musiała się przyzwyczaić do tego charakteru, który od jutra miał towarzyszyć jej codziennie.

 
                                                                             ******

Widzę, że humorek nie dopisuje Granger. Przykro mi, że dzisiejszego popołudnia nie będę starał się go poprawić. 

Wpatrywała się tępym wzrokiem w niewielki kawałek papieru, przyniesiony przez szkolną sowę. Kątem oka zerknęła na Dracona siedzącego przy stole ślizgonów. Na jego twarzy jak zwykle gościł ironiczny uśmieszek, a blond włosy były idealnie ułożone. Posłała mu grymas niezadowolenia i odwróciła się z powrotem w stronę nadgryzionej kanapki z marmoladą, leżącej na talerzu.
- Co to? - spytał zaciekawiony Wybraniec.
- Nic takiego, list od rodziców. - odpowiedziała najwyraźniej zbyt szybko, gdyż chłopak nie wydawał się przekonany.
Odwróciła wzrok, jednocześnie sięgając do torby po pióro i atrament.

Nawet na to nie liczyłam. Za to ja widzę, że jesteś wprost w siódmym niebie na myśl o moim towarzystwie. Uśmiech nie znika ci z twarzy. Uważaj, bo się zaczerwienię. 

Odpisała niezgrabnie i uprzednio dając sówce garstkę okruszków, przywiązała jej odpowiedź do nóżki. Wiadomość od szesnastolatka zlikwidowała jej pozostałości dobrego samopoczucia. Nawet widok Nevilla, próbującego rozwiązać na kolanie zadanie z eliksirów nie wprawił ją w rozbawienie.
- Co mamy pierwsze? - spytała Rona, siedzącego na przeciwko.
- To zawsze ja zadaję to pytanie. - odparł zdziwiony przyjaciel. - No, ale niech ci będzie. Uznajmy, że dzisiaj dam ci przejąć moją rolę. - dodał, na widok miny Gryfonki.
- A więc?
- Podwójne eliksiry, transmutacja, zielarstwo, a na koniec my wróżbiarstwo, ty chyba numerologię. - wyliczył na palcach po kolei.
- To zbierajmy się, nie możemy się spóźnić. - podsumowała i szybkim krokiem ruszyła w stronę lochów, nie czekając na towarzyszy.

Malfoy widząc, jak Granger wychodzi z sali odszedł od stołu i wolno, jakby od niechcenia skierował się za nią.
- Granger, nie zaczekałaś na mają odpowiedź. - powiedział udając zdruzgotanie, gdy dogonił ją pod klasą eliksirów.
- Być może nie miałam ochoty jej czytać? - odpowiedziała nonszalancko i odwróciła się do niego plecami. Nie miała ochoty powiększać puli minut z nim spędzonych. I tak uzbiera się ich niedługo wystarczjaąco dużo, by popaść w depresję.
Malfoy jedynie prychnął lekceważąco i odszedł, wcześniej celowo rzucając kawałek pergaminu pod jej stopy. Gdy tylko odszedł, wtapiając się w grupkę ślizgonów sięgnęła po niego ukradkiem.

Zaczerwienisz się? Nie wiedziałem, że tak na Ciebie działam. Ale niestety, musisz nacieszyć się widokiem mojego uśmiechu, bo na nic więcej nie możesz liczyć. Szlamu nie dotykam. 

Przeczytała, a złość wypełniła każdą komórkę jej drobnego ciała. Niemal słyszała jego głos przepełniony sarkazmem, mówiący te słowa w jej kierunku. Nieumyślnie zacisnęła dłonie w pięści, przypominając sobie chwilę, gdy trafiła go w twarz na trzecim roku. Ile by dała, żeby mieć okazję to powtórzyć.
- Co jest? - usłyszała głos rudzielca, stojącego tuż obok. Nawet nie zauważyła kiedy się tam zjawił.
- Nic takiego...głowa mnie boli. - wymyśliła na poczekaniu, uśmiechając się ciepło.
- Chodźmy do pani Pomfrey, ona ci...
-Nie trzeba. - przerwała mu wpół zdania. - Zaraz mi przejdzie, naprawdę. - przekonała go i skienieniem głowy wskazała na Snape'a idącego w kierunku klasy.
- Cicho już bądź. To nic takiego. - Szepnęła, nim profesor stanął tuż przed nimi, gestem dłoni wskazując, by uczniowie weszli do sali.

Lekcje minęły jej szybko. Nawet nie zauważyła, gdy nauczycielka numerologi zarządziła koniec zajęć. Idąc w stronę Pokoju Życzeń przed oczami wciąż miała twarz Dracona. Błękitne oczy, pełne obrzydzenia. Pełne nienawiści do szlamowatej krwi. Jego postawa, sztywna, ekstrawagancka, tak bardzo różniąca się od tej, którą widziała tej nocy, gdy wszystkiego się dowiedziała. Teraz wydawał się zupełnie inną osobą, niż wtedy, gdy szlochał jak małe dziecko. Być może była to jedynie chwila słabości, jednak mimo wszystko tamten chłopak zdobył w jakiś sposób jej zaufanie. Ten arogancki i bezczelny, którego ma okazję oglądać na co dzień, wywoływał w niej jedynie niechęć z którą będzie musiała się zmierzyć.
- Malfoy...- syknęła zamiast przywitania, gdy przekroczyła próg umówionego miejsca.
- Granger. - powiedział tym samym tonem, jak zwykle spoglądając w jej stronę z pogardą.

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział drugi

Tak więc jest notka numer dwa. Odrobinę krótsza od poprzedniej. Nie wiem kiedy pojawi się kolejna, gdyż zbliżają się wakacje, muszę popoprawiać oceny....ale postaram się wyrobić w ciągu dwóch tygodni :)

- Wełniane skarpetki. - mruknęła zdyszana szesnastolatka, stając przed gargulcami prowadzącymi do gabinetu Dyrektora.
- Ohh, Panna Granger. Witam, proszę usiąść. - przywitał ją wesoło Dumbledore, proponując przy tym cytrynowego dropsa.
Dziewczyna usiadła w fotelu naprzeciw biurka, wpatrując się w czarodzieja wyczekującym wzrokiem. Ciekawość wypełniała każdą komórkę kruchego ciała, nie pozwalając myśleć o czymkolwiek innym. Imię Dracona odbijało się od ścian jej umysłu niczym bumerang.
- Zapewne ma pani wiele pytań...- zaczął mozolnie uśmiechając się delikatnie. - ...na które oczywiście odpowiem, jednak prosiłbym najpierw o wysłuchanie. Dowiedziałem się od Severusa,
że przypadkowo... – spojrzał na nią znacząco. - …usłyszała pani fragment rozmowy, której zdecydowanie nie powinna. Panno Granger musi pani zrozumieć, że dzieje się wiele rzeczy o których żaden z uczniów, z wyjątkiem Pana Malfoya nie ma pojęcia i wolałbym, aby tak pozostało. Są sprawy, które nie każdy byłby w stanie zrozumieć. Zapewne jest pani świadoma, że aktywowany został Zakon Feniksa, do którego obecnie należy Draco. Podobnie jak Severus jest szpiegiem, zatem obaj wykonują zarówno najbardziej niebezpieczną jak i pożyteczną pracę. Ten chłopak...zabłądził, ale każdy popełnia błędy, czyż nie? Ważne jest to, czy chce się je naprawić, a on chciał. Chciał tak bardzo, że nie byłem w stanie odmówić. Na ostatnim zebraniu zmuszony był dokonać morderstwa, by przypieczętować swoją całkowitą wierność i oddanie Czarnemu Panu. Pierwsza Avada...- westchnął głęboko, pocierając dłonią pomarszczone czoło. - ...to wielkie przeżycie, zwłaszcza dla tak młodego człowieka.
- Dyrektorze? - przerwała mu niepewnie dziewczyna. - Skąd możemy mieć pewność, że stoi po naszej stronie?
- Złożył wieczystą przysięgę, można mu ufać. - wytłumaczył Dumbledore. - Ale wracając do tematu. Skoro pani już zdaje sobie sprawę z całej sytuacji, która miała miejsce, jestem gotów wyjść z propozycją wstąpienia do Zakonu. Zanim wyrazi pani zgodę, proszę wszystko przemyśleć. Wstąpienie do Zakonu Feniksa, to coś więcej niż kilkugodzinne posiedzenia, polegające na planowaniu strategii. To czynny udział w wojnie, która zbliża się wielkimi krokami.
- Jestem inteligentną czarownicą. - podsumowała nieskromnie. - Wiem, na jakie ryzyko się narażam. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to dla mnie bezpieczne, jednak nie mogłabym odmówić. Chcę pomóc. - oświadczyła zdecydowanym głosem.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi. - odpowiedział staruszek unosząc kąciki warg ku górze. - W takim bądź razie proszę, aby zjawiła się pani w gabinecie profesor McGonagall jutro o 18;00. Stamtąd obie skierujecie się do Nory, używając sieci fiuu.  Mam również prośbę. Wolałabym, aby na razie Harry oraz Ronald pozostali w błogiej nieświadomości.
- Oczywiście. Będę na pewno i... dziękuję za taką możliwość. - powiedziała Gryfonka przechodząc przez próg drzwi.
- I jak było? Co chciała od ciebie McGonagall? - dobiegł ją głos rudego przyjaciela, gdy przechodziła przez pokój wspólny, zmierzając do dormitorium dziewcząt.
- Eee...prosiła mnie, abym pomogła pierwszakowi w zaklęciach. - wymyśliła na poczekaniu.
- Zagrasz? - spytał Wybraniec wskazując dłonią szachy.
- Wiesz...planowałam się dzisiaj wcześniej położyć, może jutro? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Harry skinął głową. Już po kilku minutach zawzięcie rywalizował z Ronem, choć w głowie wciąż miał obraz brązowowłosej przyjaciółki. Wyczuł nutkę fałszywości w jej głosie i z niechęcią musiał przyznać, że zrobiło mu się przykro. Od kiedy to Hermiona ich okłamuje? Zawsze rozmawiali o wszystkim, w końcu byli jak rodzeństwo. 
                                                                     *****
Draco Malfoy zmierzał w stronę lochów. Za kilka minut odbędzie się Zebranie Zakonu, a on pojawia się za nich zawsze w towarzystwie ojca chrzestnego. Obecność profesora uspokajała go i trzymała w ryzach. Gdyby nie on, zapewne już kilkakrotnie wykrzyczałby Pani Weasley, że nie ma najmniejszej ochoty na jej paszteciki domowej roboty. Powiedziałby co myśli o 'bezgranicznej miłości', która jest tematem większości zebrań. Ślizgon nie wierzył w coś takiego. Nie wierzył w miłość. Dla niego istniało jedynie przywiązanie, które odczuwał w stosunku do kilku osób.
- Spóźnimy się. Ominie nas rozdanie cytrynowych dropsów. - parsknął Mistrz Eliksirów, gdy chłopak przekroczył próg jego gabinetu.
- No to na co czekamy? Może zdążymy na drugą kolejkę! - krzyknął, przesadnie udając podekscytowanie. Snape obdarzył go ironicznym uśmieszkiem i chwilę później razem wyszli z zielonych płomieni sieci fiuu, otrzepując się z resztek pyłu.
Wzrok chłopaka prześlizgnął się po zebranych, zatrzymując na Granger. Posłał w jej stronę niedowierzające spojrzenie i zajął miejsce na kanapie wraz z nauczycielem.
- Witam wszystkich. - zaczął przemowę Dumbledore. - Jak zdążyliście zapewne już zauważyć Panna Granger będzie uczestniczyła zarówno w dzisiejszym spotkaniu jak i kolejnych. W związku z pewną sytuacją, która miała ostatnio miejsce, postanowiłem zgodzić się na przyjęcie ten młodej damy do naszych szeregów.
- Ależ Albusie, to jeszcze dziecko! Proszę ci, nie rób tego. - Krzyczała błagalnym głosem Pani Weasley.
- Spokojnie Molly, wszystko jest pod kontrolą. Panna Granger doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożenia, a jednak już postanowiła. - próbował wytłumaczyć Dyrektor.
- Ona nie rozumie na co się porywa! - wciąż histeryzowała kobieta, a po jej policzkach zaczęły spływać strużki łez.
- Oczywiście, że rozumiem. - wtrąciła się Hermiona. - Chyba niejednokrotnie udowodniłam, że do głupich osób nie należę. Poradzę sobie.
Pani Weasley poddała się, widząc zdeterminowaną postawę Gryfonki. Artur podszedł do bliskiej załamania żony i uspokajająco objął ją ramieniem, co najwyraźniej poskutkowało, gdyż kobieta uśmiechnęła się blado.
- Dobrze, więc skoro możemy już zacząć, prosiłbym Pannę Granger o wstanie.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i podeszła do starszego czarodzieja.
- Proszę położyć dłoń na sercu i powtarzać. Ja Hermiona Granger, przysięgam służyć na rzecz dobra, współpracować z członkami Zakonu oraz zrobić wszystko co w mej mocy, bo wojna zakończyła się pomyślnie. Okazywać odwagę, gdy tego wymaga sytuacja, jednak bez zbędnej próżności.
Szesnastolatka dumnie powtórzyła słowa obietnicy, ku wyraźnemu niezadowoleniu większości. Po zakończonym rytuale, poczuła jak niewidzialne macki oplatają jej umysł i serce, by po kilku sekundach odejść w zapomnienie. Nie kryjąc satysfakcji usiadła na wcześniej zajmowanym miejscu, z uwagą wsłuchując się w nowo powstałą konwersacją. Zebranie trwało nie dłużej niż godzinę, gdyż było czysto organizacyjne. Kolejne miało się odbyć dokładnie za tydzień, wtedy podobno Dyrektor będzie miał jakieś nowe informacje.
- Granger, czyżbyś się stęskniła? - usłyszała  Malfoya i odwróciła się gwałtowanie, napotykając wyraźne rozbawienie ślizgona.
- Za brzmieniem twojego głosu? Uwierz, nie. Za to ty za moim towarzystwem najwyraźniej tak. - odpowiedziała tym samym ironicznym tonem.
- Nie musisz opowiadać mi o swoich najskrytszych, niespełnionych marzeniach. Obejdzie się bez tego.
- Draco, Granger, za mną, - sprzeczkę przerwał Snape, gestem dłoni wskazujący kominek. Zmieszani nastolatkowie ruszyli za nim, całkowicie zapominając o wcześniejszej wymianie zdań.
- Wasz niezrównoważony emocjonalnie Dyrektor, wybrał was, abyście wykonywali pewną dodatkową pracę, a mianowicie będziecie mi pomagać...- wypluł to słowo niczym największe bluźnierstwo. - … w tworzeniu eliksirów. Nie zamierzam was niańczyć, więc nie liczcie na nic więcej, niż lista wywarów do przygotowania na dany tydzień. Nie będziecie pracować w lochach, gdyż mam wystarczająco dużo rozumu, by wam na to nie pozwolić. Tak więc potrzebne składniki i przyrządy znajdziecie w pokoju życzeń. Nie obchodzi mnie kiedy i jak dużo czasu będziecie spędzać na wykonaniem tych eliksirów. Mają być poprawnie wykonane i dostarczone do mnie w umówiony dzień. Czy wszystko jasne?
- Chyba się źle zrozumieliśmy. - z szoku pierwszy otrząsnął się chłopak. - Nie będę z nią pracował.
- Ależ oczywiście, że będziesz. Tu macie listę na pierwszy tydzień. Wszystkie fiolki mają stać na moim biurku w przyszły wtorek. - oznajmił Severus, ignorując ich oburzenie.
- Panie profesorze...to naprawdę zły pomysł. My..nie dogadujemy się, delikatnie mówiąc. - spróbowała swoich sił Hermiona.
- To nie ma znaczenia. Macie robić to, co wam zlecono. A teraz wynocha. - zakończył, z radością obserwując grymasy na twarzach zrozpaczonych uczniów.

środa, 29 maja 2013

Rozdział pierwszy

- Wyjdź. - warknął, odrywając wzrok od jej oczu. Wydawały mu mieszanką współczucia i zdziwienia. Nie wiedział, co się dzieje. Nigdy w życiu nie czuł się tak bezradny. Jakby wszystkie negatywne emocje jakie kiedykolwiek czuł, eksplodowały. Nie miał już siły udawać, że wszystko jest w porządku. Jego ciałem wstrząsały drgawki, a skórę pokryła gęsia skórka. Łzy strumykami spływały po bladych policzkach. Zauważył, że dziewczyna podchodzi bliżej. Krok po kroku. Na odległość metra wyczuwał jej niezdecydowanie. Po chwili usiadła. Ich ciała dzieliło zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Bała się wydać choć najcichszy dźwięk, więc po prostu patrzyła i czekała.
- Wyjdź. - powtórzył, już odrobinę pewniejszym głosem.
- Nie zostawię cię teraz samego. - odparła. Nienawidziła tego człowieka. Od pierwszego roku nauki obrażał ją i poniżał. Od zawsze robił wszystko, by uprzykrzyć życie Harry'emu, Ronowi i jej. Traktował ich jak zdrajców krwi, a teraz? Spoglądała na jego twarz. Na tą, którą widziała niemalże każdego dnia, którą zawsze ozdabiał charakterystyczny ironiczny uśmieszek i widziała coś więcej. Nie potrafiła tego sprecyzować, zdawała sobie sprawę, że potrzebuje pomocy. A ona nie zamierzała zniżać się do jego poziomu i potraktować go tak, jak on traktował ją.
- Nie wiesz...nie rozumiesz...nic...nic nie rozumiesz. - mówił, próbując powstrzymać kolejne napady szlochu.
- To mi wytłumacz.- poprosiła Gryfonka.
- Zabiłem...zabiłem ją.
- Kogo zabiłeś? - dopytywała się, chcąc w końcu uzyskać odpowiedź.
- Dziewczynkę. Była taka młoda...m-miała może osiem lat. Takie ładne długie, blond w-włosy, zaplecione w warkocz...i zielone oczy. N-nie chciałem...ja naprawdę nie chciałem. Tak bardzo żałuję... ona się uśmiechała. Uśmiechała się do m-mnie...a j-ja...ją zabiłem. - zakończył i przyciągnął kolana pod brodę.
- Chodź,chodź ze mną. - poprosiła i pomogła mu wstać. - Musimy iść do Dyrektora. On ci pomoże, zobaczysz. - powiedziała spokojnie, choć sama drżała ze zdenerwowania.
- N-nie...on wiedział. Wiedział, że będę musiał to zrobić. N-nie mogę...iść... - tłumaczył nieskładnie, jednocześnie wyrywając się z uścisku jej dłoni.
Kompletnie nie wiedziała, co myśleć. Nie miała najmniejszego pojęcia, o czym mówi.
- Miesiąc temu...- zaczął blondyn, ocierając ręką mokre policzki. - ..poszedłem do Dumbledore'a. Poprosiłem go o pomoc. - kontynuował i wyciągnął w jej stronę lewe przedramię, oznaczone Mrocznym Znakiem.
Hermiona wpatrywała się w nie niedowierzającym wzrokiem. Był śmierciożercą. Potworem.
- Wysłuchaj mnie. - rzekł i usiadł z powrotem na wcześniej zajmowanym miejscu.
Nie ufała mu teraz na tyle, by ponownie zmniejszyć dzielącą ich odległość. Stała więc, wpatrując się w niego zniecierpliwionym wzrokiem.
- Rozmawiałem z nim. Powiedziałem, że dłużej nie mogę... Nie chcę być taki jak oni, jak ojciec. Dyrektor zaproponował mi rolę szpiega. Mianował mnie członkiem Zakonu i dał szansę, na odpokutowanie....na naprawienie wszystkiego. Podobnie jak Snape, jestem po waszej stronie. Szpieguję...ale czasami...po prostu nie wytrzymuję. Na dzisiejszym spotkaniu śmierciożerców...kazał mi zabić, by przypieczętować moje wstąpienie w ich grono. Zabić....d-dziewczynkę. Miała na imię Emily. Uśmiechała się... - szeptał tak cicho, że musiała wytężać słuch, by cokolwiek zrozumieć.
W jej oczach zebrały się łzy. Zrozumiała. Teraz już wszystko zrozumiała. Ich nauczyciel eliksirów, był szpiegiem, śmierciożercą, podobnie jak Malfoy. Obydwoje narażali życie, by ich chronić. Chronić osoby, które nie są nawet dla nich ważne. Już od sześciu lat uczęszcza do Hogartu i nigdy nie zadała sobie tyle trudu, by zastanowić się nad tym, co musiał przeżywać ich nauczyciel na takich spotkaniach. Patrząc teraz na Dracona, wiedziała. Jak mogła być taką egoistką?
- Nie wiedziałam...ja...dziękuję.
- Za co, Granger? Za co?! Jestem mordercą. Zabiłem ją...
- Dziękuję Ci za to, że ochraniasz, podobnie jak Snape, mnie i moich bliskich. Ryzykujesz życie.
- Moja matka.... - ciągnął, jakby nie dosłyszał jej odpowiedzi. - ...ona tak bardzo mnie kocha. Zawsze powtarzała, żebym poszedł własną drogą. Widziałem zawód w jej oczach,kiedy dołączyłem do śmierciożerców, który tak bardzo kontrastował z dumą promieniującą od mojego ojca.
- W życiu popełniamy wiele błędów. Liczy się to, czy chcemy je naprawić.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak trudno jest spoglądać w oczy najpotężniejszemu czarnoksiężnikowi na świecie i nie drżeć ze strachu. Jak trudno jest zabić niewinne dziecko.
Hermiona widząc stan w jakim się znalazł, zdecydowanym ruchem szarpnęła go za rękę, podnosząc do pionu. Złapała go za ramiona i zmusiła by spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy.
- Posłuchaj mnie. Nie jesteś złym człowiekiem. Jesteś dobrą osobą, która zgubiła drogę.
Niemal niezauważalnie skinął głową i odsunął się na odległość metra. Otarł rękawem mokre policzki.
- Wiesz co Malfoy? Jednak nie jesteś taki najgorszy. - podsumowała dziewczyna wesoło.
- Ty też jesteś znośna. - odpowiedział Ślizgon i uśmiechnął się blado. - Nigdy nie podejrzewałem, że przyjdzie mi rozmawiać dłużej niż kilka minut z chodzącą encyklopedią. Miłe doświadczenie. - kontynuował.
- To podobnie jak ja. Nigdy nie sądziłam, że będę w stanie przeprowadzić wymianę zdań z fretką. - odcięła się, uśmiechając ironicznie.
- Wracaj do dormitorium, Granger. Już późno. - skwitował i gestem dłoni wskazał drzwi.
- Hermiona. Mam na imię Hermiona. - poprawiła go.
- W takim razie kolorowych koszmarów...Hermiono. - powiedział sarkastycznie, dobitnie akcentując ostatnie słowo.
- I wzajemnie, Draco. - rzekła i wyszła z pomieszczenia.
Patrzył pustym wzrokiem na miejsce, w którym przed chwilą zniknęła. Po raz pierwszy od kilku tygodni naprawdę poczuł, że robi coś dobrego. Że to, co musi przechodzić, ma jakiś sens. I choć wciąż przed oczami pojawiała mu się twarz ośmioletniej dziewczynki, teraz wiedział, że tak po prostu musiało być. Wszystko dzieje się w jakimś celu.
Następnego dnia Hermiona przemierzała szkolne korytarze w towarzystwie przyjaciół, zmierzając na śniadanie do Wielkiej Sali. Nie rozmawiała z nimi o tym, co się wczoraj wydarzyło między nią a Malfoyem, bo wątpiła by Ślizgon sobie tego życzył. W pewnym stopniu zaufał jej i ona zamierzała to uszanować.
- Co mamy dzisiaj pierwsze? - spytał rudzielec, gdy usiedli do stołu.
- Historię Magii. - odpowiedział Wybraniec, nie kryjąc zawodu. Nie rozumiał, kto przy zdrowych zmysłach mógłby się tym zainteresować.
Szesnastolatka w najlepsze zajadała się płatkami kukurydzianymi, ignorując towarzyszy. Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk trzepoczących skrzydeł. Spojrzała w górę i zobaczyła sowy trzymające w dziobach poranną pocztę. Zamyśliła się tak, że dopiero przeszywający ból dłoni sprowadził ją do rzeczywistości. Czarna, nieduża sówka położyła zwitek pergaminu tuż obok niej i była wyraźnie niezadowolona, że dziewczyna początkowo jej nie dostrzegła. W ramach przeprosin podarowała ptakowi kilka okruszków, który, teraz wyraźnie usatysfakcjonowany, odleciał. Sięgnęła po przesyłkę i o mało nie zakrztusiła się herbatą, czytając.
Hermiono, musimy się spotkać. Bądź dzisiaj o 18 w pokoju życzeń. Pomyśl o miejscu do napicia się zielonej herbaty.
D.M
- Co jest? - zagadnął Harry.
- Yyyy...n-nic. McGonagall chce mnie widzieć dzisiaj o 18 w swoim gabinecie. - skłamała, nie patrząc im w oczy i chowając wiadomość do torby.
- Dziwne, ciekawe o co może chodzić. - zastanawiał się Ron.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała i wstała, chcąc jak najszybciej odwrócić ich uwagę. - Chodźmy, bo się spóźnimy. - stwierdziła i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia, uprzednio zerkając przelotnie na stół Ślizgonów. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a ona ledwo zauważalnie skinęła głową, wyrażając tym samym zgodę na spotkanie.
Lekcje dłużyły jej się niemiłosiernie. Chyba po raz pierwszy w życiu, chciała żeby jak najszybciej dobiegły końca. Starała się być aktywna, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń, jednak było to naprawdę trudne, biorąc pod uwagę, że jej myśli zajmował Malfoy. Po lekcjach skierowała się prosto do biblioteki. Do jedynego miejsca, w którym potrafiła zapomnieć o otaczającym ją świecie. Woń książek uderzyła w jej nozdrza, a ona uśmiechnęła się szeroko, powitawszy Panią Pince. Od razu ruszyła do swojego ulubionego miejsca w prawym rogu pomieszczenia. Jednym szybkim ruchem różdżki przywołała książkę dotyczącą transmutacji zaawansowanej i zabrała się za pisanie eseju. Kilka minut przed osiemnastą opuściła pomieszczenie i uprzednio rzucając na siebie zaklęcie kameleona, skierowała się w stronę pokoju życzeń. Gdy dotarła na miejsce ze skrzypem uchyliła duże mosiężne drzwi.
- Miło, że jesteś. - przywitał ją chłopak, na co ona odpowiedziała jedynie skinieniem głowy. - Na pewno domyślasz się, o czym chciałbym z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że nasze wczorajsze spotkanie...ono, nie powinno mieć miejsca. - powiedział, a przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz.
- Dlaczego? - spytała.
- Widzisz, rozmawiałem o tym z moim ojcem chrzestnym. Powiedział, że przez swoją głupotę będę miał teraz jedynie więcej problemów. Nie powinnaś usłyszeć niczego, co ci powiedziałem. To są tajne informacje Zakonu.
- Nikomu nie powiedziałam i nie zamierzam. - obiecała pewnym siebie głosem.
- Mówi prawdę. - dobiegł ją głos Mistrza Eliksirów tuż zza pleców. Podskoczyła i odwróciła się w stronę nauczyciela.
- Co Pan tu robi? - wykrztusiła, próbując uspokoić oddech.
- Jak już ci przekazał Dracon, opowiedział mi wszystko, co się wydarzyło. Musiałem przyjść i sprawdzić, czy można ci ufać, Granger.
Nagle zagotowało się w niej. Złość spłynęła na nią, wypełniając każdą komórkę ciała.
- JAK PAN MÓGŁ GRZEBAĆ W MOJEJ GŁOWIE?! - wybuchnęła, zapominając do kogo mówi.
- Uspokój się, Granger. Powinnaś się cieszyć. Początkowym planem było rzucenie na ciebie Obliviate. - powiedział i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, zostawiając nastolatków samych.
- Granger, to nie są żarty. Masz to zachować dla siebie. - ostrzegł ją Ślizgon surowym tonem.
- Myślałam, że wczoraj zrezygnowaliśmy z Granger, Malfoy. - odpowiedziała, przesadnie akcentując ostatnie słowo.
Prychnął i rozsiadł się w wygodnym, skórzanym fotelu naprzeciw Gryfonki.
- Musisz mi wszystko wytłumaczyć. - zażądała, przeszywając go wzrokiem. - Proszę. - dodała, widząc jego zniesmaczoną minę.
- Nie mnie przypadł ten obowiązek. Dyrektor ma się tym zająć. Miałem ci przekazać, abyś zjawiła się w jego gabinecie dzisiaj o 18:30. A to znaczy, że jesteś spóźniona. - parsknął wesoło.
Gryfonka wyszła z pomieszczenia, uprzednio obrzucając go pogardliwym spojrzeniem, kierując się w stroną gabinetu Dumbledore'a.


Ta notka już dłuższa i myślę, że wcale nie gorsza.  Czytacie = komentujecie.
Pod ostatnim postem miałam sporo motywujących komentarzy, więc wklejam dalszą część historii. Nie mam pojęcia, kiedy ukarze się następna, gdyż moja beta ma teraz dużo nauki, a mało czasu :)

sobota, 25 maja 2013

Prolog

Szesnastoletnia Gryfonka przemierzała szkolne korytarze, wracając z biblioteki. Kudłate, kasztanowe włosy opadały jej swobodnie na ramiona i plecy. Czekoladowe oczy rozglądały się dookoła, a dłonie jak zawsze posiadały kleksy atramentu. Lewe ramię uginało się pod ciężarem torby wypełnionej po brzeg opasłymi, wielostronicowymi książkami. Nie powinno jej tu być. Cisza nocna zaczęła się kilka minut temu. Nawet perspektywa złamania regulaminu, nie była w stanie oderwać jej od ulubionej lektury, co było skutkiem chodzenia po nocach. Tak więc szła przed siebie, cicho i bezszelestnie, ukryta pod zaklęciem kameleona.
- ...to nie twoja wina... - usłyszała głos, dochodzący z pustej klasy, obok której właśnie przechodziła. Zaintrygowana podeszła bliżej i wymruczała zaklęcie podsłuchiwania.
- ...nic nie rozumiesz! Kompletnie nic! - krzyczał nie kto inny, jak Draco Malfoy. Tego głosu nie mogła pomylić z żadnym innym.
- Nie mogłeś postąpić inaczej. Przestań się nad sobą użalać.
Spięła się. rozpoznając drugi głos. Severus Snape. Podekscytowana przysunęła się bliżej drzwi, nie chcąc uronić żadnego słowa. Wiedziała, że to nie w porządku. Nie powinno ją obchodzić życie osobiste tych dwojga, jednak z natury była osobą ciekawską, co w tej sytuacji zupełnie nie pomagało.
- Do jasnej cholery, ja ją zabiłem!!! ZABIŁEM!!! - rozległ się wrzask, przerywany niekontrolowanym szlochem.
- To był twój obowiązek wobec Zakonu. Nie miałeś wyjścia.
Usłyszała kroki i odskoczyła. Chwilę później zza drzwi wyłoniła się twarz Mistrza Eliksirów. Rozejrzał się, a Hermionie stanęło serce, gdy jego wzrok zawisł na miejscu w którym stała. On jednak tylko potrząsnął głową, jakby odganiał od siebie złe myśli i ruszył szybkim krokiem w przeciwnym kierunku, powiewając czarnymi szatami. Stała wciąż w miejscu, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. W jej głowie kłębiło się tysiące pytań. Malfoy jest członkiem Zakonu? Kogo zabił? Czemu rozmawiał o tym ze Snape'em? Odpowiedzi na nie, mogła uzyskać jedynie przez rozmowę z wyżej wymienionym chłopakiem. Wciąż mogła usłyszeć tłumiony płacz, dochodzący z sali. Czuła, że oddech jej przyspiesza i staje się nieregularny, a ręce trzęsą się ze zdenerwowania. Wzięła kilka głębokich wdechów, zdjęła zaklęcie kameleona i pewnym krokiem weszła do pomieszczenia. Jej oczom ukazał się Draco Malfoy, prefekt naczelny Slytherinu, który łkał. Łkał jak małe dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Siedział na zimnej posadzce, z nogami wyciągniętymi przed siebie i twarzą ukrytą w dłoniach. Jego rozczochrane, blond włosy połyskiwały, oświetlane przez blade światło księżyca. Biała, wygnieciona koszula była rozpięta, a rękawy podwinięte za łokcie. W momencie, gdy Hermiona zrobiła pierwszy krok w jego stronę, on poniósł głowę, najwyraźniej wyczuwając czyjąś obecność. Niebieskie oczy, koloru wzburzonego oceanu napotkały te barwy gorzkiej czekolady.

Wiem, że nie za długi, ale moim zdaniem taki właśnie powinien być. Mam nadzieję, że choć trochę was zaciekawiłam i zachęciłam do dalszego czytania. Pierwszy rozdział pojawi się prawdopodobnie za kilka dni.
EDIT: Rozdział zbetowany :)
/ zuuiko o

Followers

INFORMACJA